Dowiedział się miesiąc wcześniej, kilka guzów w głowie. Z cierpliwością do nie go nie podobną słuchał kolejnych rad i nowych pomysłów, chciał być miły dla wszystkich. Wraz z zdobywaniem wiedzy coraz bardziej był przekonany że walka nie ma sensu, przedłuży mu życie najwyżej o kilka miesięcy, co więcej w szpitalu. O ile w domu potrafił siebie obsłużyć to w szpitalu był bezradny jak dziecko. Powiedział” kiedyś trzeba umrzeć”, był pogodzony jak żołnierz przed bitwą. Poszedł do spowiedzi, dopiero wtedy zrozumiałem jak ważna jest wiara i to nasza wiara w Jezusa Chrystusa, która nigdy nie potępia zawsze daje nadzieję. Na trzy dni przed śmiercią zaprosił wszystkich przyjaciół na wieś był, szczęśliwy pokazywał swoje ulubione miejsca tryskał humorem. Gdy wyjechali ostatni goście, przestał jeść, myślę że zaczął się modlić o śmierć. Rano poprosił o księdza, było źle, klęknąłem przy łóżku i usłyszałem „pomódl się, pomódl się żebym teraz umarł „zaczął coraz wolniej oddychać i odszedł tam gdzie jak mówił nie będzie wózka i znowu pobiega .